Psychologiczne aspekty straty dziecka, cz. 1. ,,Rozważania o wierze”

wpis w: Artykuły | 0

Żyjemy w dialogu że światem, Bogiem, ludźmi. Nasze życie to gonitwa za pieniędzmi, pozycją, zdrowiem… Świat chce, żebyśmy jak najwięcej z siebie dawali. Nasi bliscy walczą o naszą uwagę ze sprawami, które nas angażują. Spieszymy się żeby w tym wszystkim się wyrobić. Zapominamy, pędzimy, zdobywamy, uciekamy. Z każdego odbiornika mówią co robić żeby być szczęśliwym. ,,Kup nasz produkt, bierz ten lek codziennie po posiłku, uprawiaj sport, zainstaluj aplikację i dziel się swoimi osiągnięciami ze znajomymi…”. Czas mija szybko, nie mamy czasu nawet korzystać z tych wszystkich dobrodziejstw. Cieszymy się krótko, bo już przed nami nowe cele, plany. Więcej radości sprawia nam wyobrażenie sobie, jak to będzie cudownie, wspaniale, kiedy osiągniemy już to, czego chcemy.

Jak w życiu, wiele nadziei, planów… I kiedy w tym wszystkim pojawia się śmierć, to jest tak, jakby ktoś nas rzucił na ziemię. Leżymy zdezorientowani, bezradni, jeszcze nie rozumiejąc co to znaczy. Jakby ktoś brutalnie wyrwał nas ze snu. To co zauważamy w pierwszym momencie to to, że jesteśmy sami. Nasze wnętrze zaczyna skręcać się w przeczuciu nadchodzącego bólu.

A świat kręci się dalej, tak jak ma to w zwyczaju. To my się zatrzymaliśmy. Ta strata, której nie można zignorować, zastąpić jakimś innym sukcesem, czy wziąć tabletki – wyrwała nas z wiru spraw codziennych i odstawiła na bocznicę. W tym najgłębszym doświadczeniu straty dziecka jesteśmy sami. Dobrze jeżeli dzielimy je z partnerem, który również doświadcza bólu, dobrze jeżeli pochylą się nad nami rodzice, przyjaciele. Ale szybko się okazuje, że oni wracają do życia, a my dalej tkwimy na bocznicy. Słyszymy wtedy wiele dobrych rad w stylu: zostaw to, zajmij się czymś, masz inne dzieci, obowiązki, wróć do pracy, nie mów o tym, jeszcze będziesz mieć dzieci… I rośnie w nas gorycz, frustracja, zawód, złość. Myślimy czy może z nami jest coś nie tak, że ciągle chce nam się płakać, mówić o stracie, dzielić swój ból, nie być samemu?.

A wiara? Jaka była wcześniej, to nie ważne, może teraz w końcu się na coś przyda? Zwracamy się do Boga, ale zaraz pojawia się refleksja: przecież to On tym wszystkim kieruje, to On to zrobił. Jak w takiej sytuacji do Niego się zwrócić? Zostajemy bez pomocy, bezradni jak dzieci, wystraszeni. Nieprzygotowani na takie doświadczenie. Stop. Na razie…

Po doświadczeniu straty, na potrzeby ratowania swojego światopoglądu, zacząłem myśleć o tych sprawach i wymyśliłem, że my, ludzie, od początku do końca żyjemy obok śmierci. Śmierci jest tyle samo wokół nas, co życia. Wyobrażam sobie, że nasi dziadkowie byli z nią bardziej oswojeni, śmierć była dla nich czymś ,,normalniejszym”. Bo medycyna nie była tak skuteczna, bo życie było spokojniejsze, bo nikt nie przekonywał z ekranu telewizora, że, jak będziesz używał tego kosmetyku, to odmłodniejesz o 10 lat. Ponieważ nie odsuwali od siebie świadomości śmierci, rozwijali i praktykowali sposoby radzenia sobie ze śmiercią wokół siebie i nadchodzącą swoją. Wszyscy znamy te rytualy: pogrzeb, płacz i lament w czasie pogrzebu, stypa i wspominanie zmarłego w gronie bliskich i znajomych. Później msze święte ofiarowane za spokój duszy, odwiedziny grobu na cmentarzu, czarny strój, który był wyraźnym sygnałem dla otoczenia. Nikogo nie dziwił wtedy smutek, ludzie milcząco dodawali otuchy. Wszystkie te stare ceremoniały miały pomóc przeżyć żałobę czyli rozstanie z osobą bliską.

Zmierzam do tego, że ludzie dawniej byli bliżej prawdy, którą ja odkryłem dopiero po śmierci moich dzieci. Jako osoby cielesne i duchowe żyjemy, w każdym momencie swojego życia w dwóch światach: tym, który nazywamy życiem i tym który otwiera się przed nami po śmierci. Czujemy to wyraźnie kiedy myślimy o zmarłym dziecku, gdzie jest, co robi, jak wygląda? A za chwilę życie zmusza nas do zajęcia się ,,tutejszymi” obowiązkami: praca, rodzina, codzienne czynności… Czujemy jakbyśmy musieli wrócić do „tego” świata i przerwać kontakt z dzieckiem, które jest w „tamtym” świecie.

Przynajmniej ja tak czułem. Czułem, że te światy są tak blisko siebie… Wystarczy chwila spokoju, wyciszenia żeby sięgnąć myślą do zmarłego dziecka i być z nim. Oczywiście rozumiem, że to tylko moje wyobrażenia, ale też myślę, że kiedy kawałek serca razem z kochaną osobą odchodzi ,,tam”, to moja cześć serca, która mi została tutaj, swoją tęsknotą dotyka rzeczywistości, w której obecnie jest moje dziecko. To brzmi jak metafora, ale rozumiem to bardzo dosłownie. A bez metafor, uważam, że to co czuję w takich chwilach ,,kontaktu”, jest prawdą, której Bóg pozwala mi doświadczać i że jest to prawda o naszym życiu. Prawda, która się zatarła i zniekształciła w ciągu ostatnich dziesięcioleci. Żebyśmy nie popadali w zbyt szybki zachwyt to muszę również dodać, że te stany, kiedy jesteśmy blisko naszych zmarłych dzieci, nie są jednoznacznie przyjemne. Choć tęsknię za takimi momentami to jest to bolesny dotyk. Bo moje ciało broni się przed bólem płynącym ze świadomości straty. Ta prawda przychodzi przez ból. Nie da się oszukać ani przez mówienie, że nie trzeba płakać i rzucenie się w wir obowiązków, ani przez zanurzenie w wyobrażeniowym kontakcie ze zmarłym dzieckiem, w który uciekamy przed rzeczywistością. To świadomość obu rzeczywistości i uczucie wewnętrznego rozdarcia i bólu powoduje, że w końcu stajemy na obu nogach i odzyskujemy wewnętrzną równowagę, spokój i świadomość wielu prawd, które Bóg chce nam przekazać przez to doświadczenie. Jest to oczywiście moje subiektywne doświadczenie, ale mówię o nim dlatego, że każdy z rodziców, którzy stracili dziecko doświadcza w jakimś stopniu podobnych rzeczy. Myślę tak, ponieważ wielokrotnie rozmawialiśmy z żoną w czasie żałoby o swoich przeżyciach i zaskakiwała nas zbieżność naszych odczuć.

Piszę to żebyście, osieroceni rodzice, nie obawiali się bólu i przeżywania straty swoich dzieci, żebyście w swym cierpieniu zobaczyli wartość: i śmierci i życia. To co czujecie i przeżywacie jest drogą do prawdy, którą Bóg chce wam przekazać. To jest droga i wymaga czasu. Życzę też żebyście nie bali się żyć po stracie. O tym jak wracać do życia z żałoby napiszę kolejnym razem