Świadectwa rodziców biorących udział w comiesięcznych spotkaniach
Mam na imię Marcin. Jestem Ojcem 6 dzieci, a troje z nich narodziły się dla Nieba. Nasza historia zaczęła się w 2005 r. Na świat przyszła nasza pierwsza córka Ania. Przyszła nagle, w 32 tygodniu, bez żadnych oznak życia. Udało… się jednak przywrócić funkcje życiowe. Przed nami było szczęście, ale i strach i pytanie co dalej? Powikłania były duże, a rokowania bardzo złe. Po roku tułaczki po szpitalach zwróciliśmy się o pomoc do Lubelskiego Hospicjum im. Małego Księcia. Wtedy dom zamienił się w szpital, ale córka była z nami. Poznalismy tam wspaniałego człowieka jakim jest Ojciec Filip. Wspierał nas zawsze. Wierzylismy, że nasza Córka wyjdzie z tego. Jednak 30.10.2007 w gronie rodzinnym zamknęła oczy na zawsze. Miała 2 lata. Zacząl się dla nas bardzo trudny czas i tylko dzięki pomocy Ojca Filipa i Lubelskiemu Hospicjum mogliśmy przejść tą żałobę trochę lżej. W 2010 roku postaraliśmy się drugi raz o dziecko. Jednak ta historia i nasza radość nie trwała długo, gdyż w 11 tygodniu żona poroniła. Była to dla nas nowa sytuacja, a zarazem obca. Wtedy nikt nie wiedział co się robi, nikt nie informował, że możemy pochować itd. Zostalismy sami, ale trochę silniejsi po poprzedniej stracie i jakoś to przetrwaliśmy. Już po 2 stratach człowiek staje się bezradny i nie wie co dalej. Pozostaje strach, że znowu będziemy musieli przez to przechodzić… Dlatego o kolejnej ciąży dowiedziałem się dopiero w 2016 r. Ciąża przebiegła dobrze i 02.03.2017 przyszła na świat Marcelina. Zdrowa i piękna dziewczynka, która w chwili obecnej ma już ponad 5 lat. Po 2 latach w 2019 po staraniach żona poinformowała, że jest w kolejnej ciąży. Super, Marcelina będzie miała rodzeństwo.
Niestety, ale radość trwała krótko. W 12 tygodniu serce dziecka przestało bić. W szpitalu zapytali czy chcemy pochować. Stwierdziliśmy, że tak.
Tym razem zacząłem szukać pomocy w internecie. Trafiłem na stronę intenetową http://rodzicepostracie.lublin.pl.
Było opisane krok po kroku co zrobić, by móc pochować dziecko. Zrobiłem badania DNA na płeć (Córka). Pojechałem do Urzędu zarejestrować dziecko. Martynka – na takie imię się zdecydowaliśmy i pochowaliśmy razem z pierwsza córką Anią. Pochówek był tylko w najbliższym gronie rodzinnym. Na tej stronie znalazłem również informację, iż rodzice po stracie spotykają się na Eucharystii w pierwsze soboty miesiąca od listopada. Niezastanawiając się pojechaliśmy na taką mszę, po której również odbyło się spotkanie rodziców po stracie. Trochę wiedzieliśmy czego możemy się spodziewać na spotkaniu, gdyż po pierwszej stracie uczęszczaliśmy na podobne spotkania rodzin w żałobie w hospicjum. Nie pożałowaliśmy. Nie dość, że czuliśmy wsparcie duchowe podczas Eucharysti, to i wsparcie od innych rodziców, którzy przeszli przez to samo co my. Słowa „Rozumiem Cie” nabiera innego znaczenia. Nikt nie mówi „nie płacz, jeszcze będziecie mieli dzieci”. Dostaliśmy wspaniałe wsparcie. Mogliśmy sie podzielić tym co czujemy i co nas boli. Nikt nie zatrzymywał łez, a wręcz przeciwnie. My rodzice nigdy nie powinismy się pogodzić ze stratą własnego dziecka. Po prostu musimy nauczyć się żyć ze stratą. Poznaliśmy tam wspaniałych ludzi, z którymi do chwili obecnej trzymamy kontakt i wspieramy się wzajemnie. Na spotkaniach dostaliśmy od innych rodziców namiary na lekarzy, którzy prowadzą ciążę tzw wysokiego ryzyka. I tak 02.03.2022w 32 tyg.urodziły nam się bliźniaki, Klara i Wiktor. Mamy 3 dzieci w Niebie i 3 z nami.Czy czegoś żałuję?Nie. Niczego nie żałuję. Dziekuję Bogu za całą Szóstkę. Każde z nich wzniosło coś do naszego życia. Data 15 paździenika Dzień Dziecka Utraconego na stałe weszła w nasze życie.
Z Góry chciałbym podziękować Ojcu Filipowi z Hospicjum oraz wszystkim założycielom Grupy Rodzice Dzieci Utraconych w Lublinie. Bez was ten czas byłby zupełnie inny. Dziękujemy. Rozwiń „”
Spotkania byly dla nas przede wszystkim uświadomieniem, że nie jesteśmy jedyni na świecie, którzy doświadczyli straty. Wbrew pozorom przebywanie we Wspolnocie i rozmowy z innymi rodzicami pomagały chociaz na chwilę „zapomnieć” o bólu, co w dłuższej perspektywie pomogło przejść przez… kolejne etapy żałoby. Rozwiń „”
Utrata dziecka była dla nas bardzo ciężkim czasem. Straciliśmy dziecko, którego pragnęłam tak długo. Ten czas był i jest dość ciężki. Lecz mam poczucie, że mam swojego Anioła na Ziemi. Grupa Rodziców po Stracie z Lublina dała mi ogromne wsparcie… i zrozumienie. Brak mi słów aby opisać moją wdzięczność. Rodzina i najbliższe otoczenie pocieszali mnie, klepali po ramieniu. Starali się nas podnieść na duchu, mówiąc o statystykach, że jestem jeszcze młoda, że mam już 2 dzieci… lecz to dzięki nim poczułam się zrozumiana, wysłuchana, a ich empatia dała mi siłę i uświadomienie, że jedynym lekarstwem jest czas. Rozwiń „”
Świadectwa uczestników rekolekcji 2019
„W czasie rekolekcji człowiek może podzielić się swoją historią i słuchać innych osób. Pomaga to w dalszym funkcjonowaniu w życiu.”
„Ciężko jest mi rozmawiać o stracie z moim mężem, nie do końca rozumie co się ze mną dzieje i czego potrzebuję. Jednak po spotkaniu z innymi ludźmi w podobnej sytuacji wydaje mi się, że się trochę otworzył i zrozumiał, że… nie tylko my mamy takie przeżycia, bo jest nas więcej. Jako małżeństwo wspólnie możemy przeżyć ten czas.” Rozwiń „”
„W czasie rekolekcji zeszło ze mnie ciśnienie, poczułem się lepiej, nie jestem samotny w przeżywaniu żałoby po stracie dziecka, istnieją ludzie, którzy są w podobnej sytuacji jak ja. Fajne dzielić się swoimi przeżyciami z innymi – to jest dobre, daje… ulgę i motywację do dalszego działania. Dochodzę do wniosku, że śmierć mojego dziecka nie jest przypadkiem. Pan Bóg nam ją dał, mimo że na krótki, ale bardzo intensywny okres i ją nam zabrał. Czy to był test naszej miłości, opieki, wzajemnego szacunku? Nie wiem. Cieszę się z tego, że naszej córci jest teraz dobrze. Jakaś cząstka nas rodziców jest razem z nią w niebie. Jest święta. Pozostaje wiara i nadzieja na lepsze jutro. Mamy do kogo się modlić i wypraszać łaski za jej wstawiennictwem u Pana Boga.” Rozwiń „”
„Rekolekcje zbliżyły do siebie nas jako rodziców. Mogliśmy w spokoju porozmawiać o zaistniałej sytuacji i razem spróbować ją zrozumieć.”
„Rekolekcje dały mi ogromne ukojenie. Przed samymi rekolekcjami miałam sceptyczne podejście, zastanawiałam się czy są mi jeszcze potrzebne, jakie mam jeszcze pytania do Boga? Jechałam tu bez żadnych oczekiwań. Otrzymałam zrozumienie, przestrzeń do rozmowy o swoim bólu oraz mnóstwo pozytywnej… energii i nadziei.” Rozwiń „”
„Rekolekcje dały mi trochę światła na fakt przeżywania żałoby po stracie dziecka, że jest to konieczne, aby uporządkować tą relację i móc zacząć na nowo funkcjonować w życiu. Cenna była możliwość zobaczenia, że inni mierzą się z podobnymi problemami i… jak sobie z nimi radzą.” Rozwiń „”
„Przyjechałam na prośbę męża, któremu bardzo zależało. Bałam się. Teraz cieszę się że brałam udział. Pomogła mi rozmowa z innymi rodzicami o uczuciach, o przeżyciach związanych ze stratą. Odkryłam, że nie jestem w tym osamotniona, poczułam się zrozumiana i zaakceptowana… z moim bólem, cierpieniem. Pierwszy raz zostałam w pełni wysłuchana, bez dobrych rad. Wracam do domu spokojniejsza.” Rozwiń „”
„Rekolekcje dają duchowe wsparcie i pomoc w trudnych chwilach.”
„Miałem takie odczucie już w piątek, gdy spotkałem resztę uczestników, że mimo iż widzieliśmy się pierwszy raz, znam ich już od dawna i że nawet ich twarze są mi znajome. Odbieram to jako znak, że przeżywamy podobne doświadczenie i potrzebowaliśmy… się spotkać, aby łatwiej było nam sobie radzić z naszymi stratami.” Rozwiń „”
„Dzięki rekolekcjom poczułam się mniej wycofana, samotna. Wróciła świadomość, że mimo iż nie mam dzieci tu na ziemi, to jestem rodzicem. Rekolekcje rozpoczęłam z Matką Bożą z przebitym sercem, a na koniec z pokojem w moim sercu zobaczyłam Ją jako… Mamę w pełnej chwale ze swoim Synem. Dało mi to wielką nadzieję, powróciła ufność, że po cierpieniu przychodzi radość.” Rozwiń „”
„Rekolekcje uświadomiły mi, że problem pogodzenia się ze stratą dziecka dotyczy wielu rodziców, że nie jesteśmy wyjątkiem w swoich zmaganiach. W naszym otoczeniu mieliśmy wrażenie, że choć takie straty się zdarzają, to ludzie często szybko przechodzą nad tym do porządku… dziennego. Rekolekcje pozwoliły mi uporządkować w sobie wiele myśli i uczuć dotyczących miłości do utraconego dziecka, a także tych dotyczących relacji małżeńskiej. Na dziś czuje wzrost siły duchowej potrzebnej do codziennego życia. Rośnie we mnie przekonanie, że trzeba poddać się woli Boga, bo człowiek sam nie jest w stanie zmierzyć się ze wszystkimi trudnościami, że trzeba skupić się też na ziemskich dzieciach, małżonce i pracy – nie zaniedbywać tej rzeczywistości ziemskiej, a w sercu zachować miłość do utraconego Dziecka, które jest szczęśliwe w Niebie. Mam nadzieję, że spotkam się z nim po śmierci.” Rozwiń „”
„Rekolekcje dają poczucie zrozumienia i czas na rozmowy z innymi osobami, którzy bardzo przeżywają śmierć swojego najukochańszego dziecka. Jest tez czas na słuchanie Słowa Bożego i podzielenie się swoim doświadczeniem.”
Świadectwa uczestników rekolekcji 2017
Każdego dnia dziękowałam Bogu za szczęśliwą rodzinę. Zdrowe dzieci, kochającego męża, radość i wsparcie. Syn Mateusz ma 26 lat, jego młodsza siostra Karolina prawie 24. Doskonałe zrozumienie w rodzinie, miłość, frajda ze wspólnego spędzania czasu. Najchętniej w podróżowaniu. We wrześniu… 2016r. miało miejsce wspaniałe wydarzenie. Mateusz pojął za żonę cudowną dziewczynę. Szczęściu nie było końca. Bardzo emocjonalnie przeżyła to również Karolinka. To jej jedyny brat i przyjaciel. Tak bardzo pragnęła jego szczęścia. W listopadzie 2016r. zmarł mój teść. Aktywny senior, pasjonat pływania. Nie zdążyliśmy pozbierać się po jego śmierci, kiedy Karolinka zaczęła odczuwać bóle kostno-stawowe. Próby leczenia nie przyniosły żadnych efektów. W grudniu 2016r. nie była w stanie przespać całej nocy z powodu bólu. Odnalazłam potem w jej notatkach: „mój dzień zaczął się o 3.30, kiedy to z bólu nie mogłam wytrzymać w żadnej pozycji. Dopiero po odmówieniu Tajemnic Bolesnych Różańca udało mi się zasnąć. Nie poddam się, będę walczyć. Zawierzam się Panu Bogu, będę zdrowo jadła, myślała pozytywnie. Dziękuję Ci, Boże za liczne łaski, jakimi mnie obdarzasz-cudownymi rodzicami, opiekuńczymi: bratem i szwagierką, troskliwymi przyjaciółmi, zdrowiem i szczęściem. Chwała Ci Boże”. Tak mocno zawierzyła Bogu swoje młode życie. Pierwsze miesiące 2017r. to pasmo przerażenia, niewiedzy, oczekiwania na diagnozę. Kiedy nadeszła – to byliśmy zdruzgotani tym, co usłyszeliśmy. Zaawansowany proces nowotworowy. Rozsiew do kości, płuc i wątroby. Później pojawił się też guzek w piersi. Standardowe próby leczenia: chemia. Osłabienie i tak już wykończonego chorobą organizmu. Utrata włosów – pięknych, zadbanych, długich – marzenie każdej dziewczyny. To była dla nas życiowa próba – opieka nad własnym, chorym dzieckiem. Pytamy – czy możemy zobaczyć Boga? Tak. W drugim człowieku. Widziałam, w pokornie cierpiącej Karoli – cierpiącego, upokorzonego Chrystusa. Ufam, że potrzebne nam było takie trudne doświadczenie, bo przecież Bóg chce nas przede wszystkim prowadzić do świętości. Rany naszego serca są darami, które możemy Mu ofiarować. Jak trudno to pojąć, kiedy ból przesłania wszystko dookoła. Po wielu zmaganiach z chorobą Karolinka odeszła 30 maja 2016r. Nie wiedząc, wtedy, że to ostatni dzień jej życia, patrzyłam w te niesamowite, duże oczy mojej córki, kiedy mówiła: „kocham cię, mamuś”. Odeszła we własnym domu, w swoim łóżku, patrząc na ikonę Jezusa, którą dostała od brata. Mąż powiedział mi potem, że łóżko Karolci to dobre miejsce, bo stamtąd Bóg zabrał ją do siebie, żeby już więcej nie cierpiała. Trudno było mi odnaleźć się w świecie bez Karoli. Wszystko, z czym się stykałam wiązało się z nią, przypominało mi szczęśliwe chwile. Te z czasu choroby starałam się wyprzeć z pamięci. Ból był przeogromny. Szukałam jego ujścia. Nie mogłam pojąć tego, co się stało. Dlaczego? To chyba najczęściej zadawane przeze mnie pytanie. Pozostawało bez odpowiedzi. Piękna, mądra, wykształcona, kochająca życie Karolinka – nasza ukochana córeczka.
Nie, nie byłam zła na Pana Boga, że nam ją zabrał. Raczej Mu zazdrościłam. Potrzebowałam „kogoś” – z kim mogłabym o tym porozmawiać, ” upuścić” trochę żalu i łez, kogoś kto to zrozumie. Po przewertowaniu wielu stron w internecie trafiłam na wspólnotę osieroconych rodziców. Rekolekcje i możliwość rozmowy z ludźmi, którzy przeżyli to, co my – to było to. Myślę, że to Karolinka pomogła mi w znalezieniu tego sposobu ukojenia. Bardzo ją prosiłam o pomoc. Przyjechaliśmy w piątek. Te 3 dni smutnego, nostalgicznego listopada na zawsze pozostaną w moim sercu. Osiągnęłam chyba dno…bólu, płaczu, rozdarcia. Ale po piątku zawsze jest niedziela. Emocjonalnie odbiliśmy się od dna. Po wyrzuceniu z siebie tego, co się w nas kumulowało przez te wszystkie straszne miesiące poczuliśmy ulgę, nadzieję i utwierdzenie w przekonaniu, że ” nasze dzieci są w niebie”. Takie było hasło przewodnie rekolekcji. Stało się ono swoistym motto w naszym dalszym życiu. Dzięki Księdzu Piotrowi, psychologom i wszystkim uczestniczącym w naszym spotkaniu. W spokoju oczekuję na spotkanie z Karolinką. W spokoju, bo……jestem pewna, że ona jest tam szczęśliwa. Robi na pewno to, co kochała robić tu – z nami. Jeździ na nartach. Rozwiń „”